Poznaliśmy się tego dnia, kiedy przyniosła mi kurę. Od tamtej chwili, zawsze gdy jestem w Pabo, odwiedzam jej dom, oddalony o pół kilometra od głównej drogi wylotowej na Jubę. Kilka razy mi opowiadała o porwaniach swoim uprowadzonym synu, córce, która zginęła. Siedzimy w jej jednopokojowym domu, w którym mieszka od czasu wojny. Valeria opowiada o bieżących sprawach i wspomina swój pobyt w Butabika sprzed roku.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Blażyca
Nie mieliśmy dobrej nocy. Przyszła dziewczyna z dzieckiem. Ból... Zaczął się od pracy w polu. Nie wiemy, co się dzieje. Mówię ci, nie wiem co źle jest z naszym szpitalem. Pobrali wymaz na malarię. I po kilku godzinach wciąż nie było wyników. A to przecież prosty test. Nawet jak była już piętnasta nic nie było. A o 7 tam poszła...
Moja córka jest teraz w Kampali. Spotkałyśmy się szpitalu w Butabika. Tam jest oddział dla umysłowo chorych. Wiesz, niektórzy z nich gdy poczują się lepiej są odsyłani idą do domów. Inni uciekają. Widziałam tych ludzi z Butabika na ulicy, w ich szpitalnych ubraniach. Tych którzy uciekli.
Tamtego ranka poszłam do kościoła. Przyszedł tam jeden z tych mężczyzn z Butabika. Gdy go zobaczyłam poczułam ukłucie w całym ciele. Był tak podobny do mego zmarłego przed laty syna Philipha. Philiph był dziennikarzem. Spytałam w duchu: "Mój Boże, dlaczego dajesz tu tego człowieka, gdy ja tak tęsknię do Philipha, mego syna". Powiedziałam "Jezu co mi pokazujesz? Zaakceptowałam wszystko. A teraz ten człowiek. Pogodziłam się już ze śmiercią syna".
Następnego dnia on znowu przyszedł. I kilka dni później. W szpitalu była kaplica z Najświętszym Sakramentem. Modliłam się i modliłam. Wiesz, jak jesteś zmęczony to możesz się położyć w kaplicy. Położyłam się na posadzce. A ten człowiek, ten szalony mężczyzna, a było nas tylko troje w kaplicy, podszedł do mnie i położył się obok mnie. Była tam jeszcze jedna kobieta na klęczkach. A ja głowę miałam skuloną. Ten mężczyzna podszedł do mnie, otworzył moją dłoń, dał mi ten krzyż i... poszedł sobie. Pomyślałam: "Philip, dałeś mi ten dar choć umarłeś".
Pytałam Boga, kim jest ten człowiek podążający za mną. To było rok temu. Płakałam. Do piętnastej byłam w kościele. "Powiedz mi, co to jest". Wzięłam krzyż do domu. Następnego dnia powiedziałem o tym księdzu. Odparł " Matka jest duszą rodziny. Tyle się za niego modliłaś. To Philip dał ci ten krzyż. Módl się za niego". Zapytałam: "Philip, chcesz abym się za Ciebie modliła? Czy, abym niosła ten krzyż, który mi dałeś przez tego nieznanego człowieka. To jesteś Ty w nim?". Więc muszę się modlić tak wiele jak potrafię.
Zatem Kris, to jest słowo dla ciebie. Nie odtrącaj ludzi, którzy ci się wydają obcy. Co więcej mam ci powiedzieć? Ale to tajemnica. A mi wciąż powtarzają: "Daj świadectwo". Ten człowiek... Widziałam w nim syna. Tego dnia, kiedy dał mi krzyż, wrócił jeszcze potem do kaplicy. Kobiecie obok mnie dał trzy kamienie. A mnie ten krzyż. "Modlę się za ciebie. A jeśli synu jesteś w lepszym miejscu, ty módl się za mnie".
Chodź Kris, pokażę ci teraz groby. Tu wtedy nie było tu nikogo. Pochowałam Philipa sama, obok jego ojca. To był czas gdy w Pabo, niedaleko tego miejsca znajdował IDP camp. Ale ja mieszkałam sama. W buszu. Wierzyłam, że mąż, czuwa nade mną.