||

Kampala

… a tego drzewa nie zetniesz. Ludzie mówią, że czary spadają na każdego, kto  próbuje. Kiedyś składano tutaj ofiary…

Amos odrywa rękę od kierownicy abym nie przeoczył tego dziwu natury wplątanego w sprawy nadnaturalne. Ale drzewo jak drzewo, bez krzty grozy. Co innego rondo Namungoona na przedmieściach Kampali. Tu dziesiątki matatu chaotycznie próbują przebić się do centrum ugandyjskiej stolicy. Dzika jazda. Anarchia drogowa. I dzielny policjant w białym mundurze mierzący się z buchającym czarnymi spalinami, potworem motoryzacji.

Dokoła, w gwarze i fetorze, bazary pełne kolorowych kiecek, worków mąki kukurydzianej, sandałów zrobionych ze zdezelowanych opon, zardzewiałych śrubek, tubek i chińskich podróbek, oraz  –  czego zabraknąć nie może – zwisających z ramion, foliowych pasków, wypełnionych zdrapkami operatorów komórkowych. Miasto tętni, miasto krzyczy, miasto dzwoni.


Uganda… Poznawana  w drodze. Wyraża ją temperament, duchowa percepcja zdarzeń i witalność gestów. Ta sama siła ekspresji modlitwy jak i nienawiści. Dominują kolory ręcznie nanoszone na fasady sklepów i deklaracje wiary w miejscach najbardziej publicznych. Try Jesus, God is merciful, God knows, Allah akbar zdobią szyby autobusów i prywatnych samochodów. Ciszę nocy wypełniają śpiewy.

Zieleń jest soczysta a zapach czerwonej ziemi przyjemny. Niemowlęta wśród sprzedawanych w rowie bananów ssą młode piersi matek. Mężczyźni wrzeszczą po sobie. Ktoś leży bez ruchu.

Piękno, zbytek, nędza i miłość mają te same prawo na ulicy. Śmiech miesza się z przekleństwem, słowa błogosławieństw z bezpardonowym kopaniem po twarzy. W tle zawsze dźwięki, muzyka. Wychwalanie Boga i erotyka wulgarna.

Jest Matka Boska Pocieszenia, śpiew muezina, i czary. Doraźnie spełnienia  podstawowych potrzeb oraz tęsknota za wielkim światem. Łapiemy oddech. Pośpiesznie.

A wokół te zdrapki. Wciskane wraz z pieczonymi pasikonikami przez szybę samochodu. Dzwoń, pisz, wysyłaj, odbieraj. Nawet  w slumsach, gdzie pomiędzy dziećmi siedzącymi  w błocie, przemykają wychudzone psy.

Kampala, marzec 2023 /fot. Krzysztof Błażyca

I tylko drzewo rzucające czary stoi nieporuszone. Pełne sękatych tajemnic i historii… Moje zachowawcze myślenie o drzewie jako po-prostu-drzewie mogę więc zatrzymać dla siebie. Tu ono niewiele znaczy.

–  Wiem, że to wariactwo, ale tak tu po prostu jest Kris  – śmieje się Amos  obiecując, że zabierze mnie jeszcze do miejsca, gdzie jak zapewnia „drzewo jak kobieta przechodzi swe okresy”, a na jego gałęziach czarownicy zawiązują kolorowe szmaty. 

Dzień wcześniej na obiedzie u Rosie, słyszę historie znacznie bardziej zaskakujące, niż te z zakresu przydrożnej botaniki. Rosie mieszkała wtedy niedaleko stadionu narodowego im. Nelsona Mandeli, oficjalnego boiska  ugandyjskiej reprezentacji futbolowej. Otwarty w 1997 roku mieści na murowanych trybunach, z krzesłami, wyłącznie w loży dla VIP-ów  ok. 45 tys. osób.

Energiczna Rosie krząta się boso po kuchni, mała Marta nakrywa do stołu, Jennifer nakłada na talerz gotowane matoke i ryż. Marta się modli a Amos zagryzając kurczaka z pastą avocado, zdaje relacje o wyganianiu demonów w dzielnicy Bukalango, o ludziach wymiotujących gwoździami i o tych co syczą jak węże wijąc się po ziemi. Są też i tacy, którzy zachęceni przez kaznodzieję aby wyrzucić zamieszkujące ludzkie wnętrze bestie, wydają odgłosy adekwatne do zwierzęcia, które podskórnie w nich drzemie.

– Powiesz ludziom aby wyrzucili dzikie zwierzęta z siebie, to wydają zwierzęce odgłosy. Innych trzeba trzymać w kilka osób. Wielu wierzy, że są opętani.

Jednak dopiero epizod o zjadaniu wyciągniętych z trumny zwłok wchodzi w zdecydowaną kontrę ze smacznym obiadem zaserwowanym przez Rosie. Czytałem kiedyś o podobnej historii z Gwinei Równikowej, gdzie złapano grupę czarowników ćwiartujących trupa na rytualną ucztę.

Ale czytać, a słyszeć o fakcie z sąsiedztwa to różnica co najmniej jakościowa. Nawet jeśli Amos serwuje historię skromniejszą, wspominając o jednym znanym mu  przypadku. Póki co…

I nie ważne czy wierzę w literalność wszystkiego co tu słyszę, podobnie jak mało ważne, czy wierzę w fatum ciążące na przydrożnym drzewie. Tak tu po prostu jest i basta.

Amos nie wyssał opowieści z palca. Mówi o tym co widział w Bukalango, co wie od sąsiadów, i czym żyją przedmieścia Kampali oraz wioska, w której czarownik spożył człowiecze truchło. Czary i kanibalizm są oczywiście bezprawne. Prawo to jednak prawo, a ciemne sprawki pod osłoną nocy to druga strona życia…

Nasze projekty

Udostępnij

Podobne artykuły